środa, 5 grudnia 2012

0. Prolog



Biegła przed siebie, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy jeszcze nie przyzwyczaili się do widoku biegających , ale cóż się dziwić to była miała mieścina. Ona kręcąc z rozbawieniem głową nałożyła słuchawki i biegła dalej. Rozmyślała, co będzie robić po ukończeniu liceum. Marzyła, że znajdzie pracę gdzieś w wielkim mieście i spotka wreszcie miłość życia. Studia? Studia postanowiła odłożyć na rok, nie z braku pieniędzy, lecz z braku pomysłu, co chce robić w życiu. Z zadumy wyrwał ją telefon.
-Halo – odebrała nie patrząc, kto dzwoni.
-Ohh, Sorry zapomniałam, że biegasz.-usłyszałam głos Zuzy, która kontynuowała swój monolog. –Ade jest sprawa, jedziemy dzisiaj do Poznania, pomożesz mi poszukać pracy. Dla ciebie też się coś znajdzie. – wykrzyczała, westchnęłam tylko bo Zuza postawiła mnie przed faktem dokonanym. Powoli szłam w stronę domu popijając butelkę wody. Wiedziałam, że jeśli Zuza wstaje tak wcześnie w sobotę to nie mogę jej zawieść. Wzięłam szybki prysznic i zaczęłam szukać odpowiednich ciuchów. Zanim się obejrzałam Zuza przyjechała po mnie. Przez cała drogę myślałam jak jej to powiedzieć i rozważałam czy w ogóle warto, przecież nie mam szans tam pracować. Posmutniałam, niestety Zuza znała mnie bardzo dobrze, spojrzała na mnie swoim wzrokiem pt. „no mów”.
- Zuz wiesz, jakiś miesiąc temu trafiłam na ogłoszenie, że potrzebują pomocy na lato w Hamburgu. – zerknęłam na nią, jej mina niestety nic mi nie mówiła, wiec kontynuowałam.
- Zgłosiłam się, a raczej mój wujek zaniósł im moje CV, ale raczej nic z tego nie będzie, bo to do HSV gdzie pewnie jest z milion zgłoszeń. – ona tylko zerknęła na mnie z politowaniem i powiedziała. – Kochana jak bardzo chcesz tam się dostać? Wiem, że bardzo! Wiec, jeśli się dostaniesz nie patrz na mnie tylko jedź! – uśmiechnęła się, wiedziałam, że mogę na nią liczyć.


~`*~`

_trzy miesiące później_

            Właśnie otrzymałam wyniki egzaminu maturalnego, ku mojemu zaskoczeniu poszło mi nadzwyczaj dobrze. Zuzi brakowało kilka procent z chemi, aby mogła zacząć studia na swojej wymarzonej uczelni.
-Czyli, co praca? – zaszła mnie od tyłu pokazując mi wyniki. –Dobrze, że dostałam się do tej perfumerii, a siostra załatwiła mieszkanie tylko pytanie czy mam szukać współlokatorki? A może jednak zamieszkasz ze mną? Jak tam twoje zgłoszenie? – zerknęła na mnie, choć dobrze wiedziała, że nie odezwali się. Machnęłam tylko ręką i dołączyłam do reszty klasy. Odbijało im, jak zwykle wchodzili do klasy i chwalili się ile kto miał robiąc tym nie małe zamieszanie. Przestawiali krzesła, ławki, aż wpadli na pomysł, że zabarykadujemy się w jednej z klas. Wymruczałam tylko –dzieci- kiedy poczułam jak ktoś bierze mnie na bary. Wnieśli mnie do klasy i przytrzymali jakbym miała uciec. Po moich długich przysięgach, że jestem po ich stronie puścili mnie i zabrali się do tworzenia piramidy z ławek, jasne pomogłam im, to była ostatnia akcja, która robimy razem.
Po 2 godzinach i usilnych błaganiach dyrektora i naszej „byłej” wychowawczyni opuściliśmy lokal i rozeszliśmy się do domów.
Dostałam sms.
Mecz za 2 godziny, jeśli chcesz jechać daj znać.
To była Gosia, razem jeździliśmy na mecze Lecha Poznań, uwielbiałam tam być ten stadion, atmosfera, kibice… Przywiązałam się do tego miejsca i chciałam się tam przenieść. Szybko odpisałam, że na 100% jadę. Gosia coś wspominała o jakieś niespodziance dla mnie, byłam ciekawa, co to.

~`*~`

_Godzina do meczu_

Gosia ku mojemu zaskoczeniu, pociągła mnie przed bramę, którą wjeżdżali zawodnicy Lecha Poznań, założyła mi plakietkę i ciągła mnie za sobą.
- Gosia co my tu robimy? – spytałam zdezorientowana.
- A co nie widać, wchodzimy na stadion - powiedziała głośno. Pociągła mnie bliżej siebie i szepnęła żebym się ogarnęła. Szłam ślepo za nią, na ścianach były wielkie plakaty ukazujący piłkarzy i kibiców tego najważniejszego dla mnie klubu. Zapatrzyłam się na nie i przystanęłam obok plakatu gdzie było widać kibiców w „Kotle”.
-O patrz nawet my tu jesteśmy- wskazałam na miejsce i obróciłam się w stronę gdzie ostatnio widziałam Gosie, nie było jej tam za to stał zdziwiony piłkarz. Podszedł bliżej wskazując na murawę na plakacie.
- Ja raczej jestem tu – uśmiechnął się do mnie, wskazując na piłkarza z numerem 32 na koszulce.
- Racja, ale mówiłam to do mojej przyjaciółki, która gdzieś znikła, myślałam, że to ona koło mnie stoi. – spuściłam głowę, czując jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce. Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że koło mnie stoi nikt inny tylko sam Mateusz Możdżeń.
- Tak w ogóle jestem Mateusz, Mateusz Możdżeń. Ale pewnie o tym wiesz, runda wiosenna była moja. – zrobił cwaniacki uśmiech i oparł się jedną ręką o ściane. Teraz mogłam wpatrywać się w jego piękne brązowe tęczówki.
-Adrianna Mistrz, ale możesz mi mówić Ade i tak wiem, kim jesteś. – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę w jego stronę. W zamian on pociągnął ją do siebie i lekko mnie przytulił całując w policzek. Uśmiechnęłam się słodko, ale czym zdążyłam coś powiedzieć usłyszałam za sobą Gosie, zdyszana podeszła do nas, widząc z kim stoję uśmiechnęła się cwaniacko.
- Nie przeszkadzam? – zerkała to na mnie to na niego. – Ależ nieeee. – wreszcie się ocknęłam, on tylko się uśmiechnął. – To Ade idziemy na dwójkę, wszystko tutaj załatwiłam. – machnęłam tylko do niego i odeszliśmy, lecz nie przeszliśmy nawet metra on zawołał.
-Ade widzę, że nie masz, najnowszej koszulki po meczu podejdź do płotu rzucę ci moją! – nie czekał na moją odpowiedz zanim się odwróciłam zniknął w tunelu prowadzącym na murawę. Rozbrzmiały brawa, co oznaczało, że piłkarze wyszli na rozgrzewkę.
Idąc przez tumy ludzi, uśmiechałam się mimowolnie. Słyszałam gdzieś w oddali głos Gosi, która szła obok mnie. Kiedy weszłam na stadion on stał na środku i wyraźnie szukał kogoś lub czegoś na trybunach, wtedy dostałam kuksańca od Gosi.
-No wreszcie się obudziłaś, widzisz go. – wskazała na piłkarza z numerem 32. –Szuka cię! – wykrzyknęła. – Cicho bądź! – położyłam jej dłoń na buzi. – Nie szuka mnie, po prostu patrzy ile ludzi przyszło. –yhhhh, tak, tak. – odwróciła głowę w stronę murawy. Na szczęście nie musiałam jej długo wysłuchiwać bo zaczął się mecz wraz z nim doping. 20 minuta meczu Muraś podaje do Możdżenia i pięknym strzałem pokonuje bramkarza. Wrzawa na trybunach, jeden kibic tak się ucieszył, że wziął mnie na ręce i zaczął podrzucać. Dopiero potem spojrzałam, że zawodnik z nr. 32 patrzył w moją stronę. A tym kibicem był mój kumpel, nie chwalił się, że jedzie, a ja przez te 20 min, nawet się nie zorientowałam, że stoi obok mnie. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0 dla Kolejorza, który po golu panował nad przebiegiem gry. Miałam nadzieje, że podwyższą wynik. Poszłam z Gosią po sok i wróciliśmy na schody, gdy ON wyszedł na rozgrzewkę cały czas wodziłam za nim wzrokiem. Gosia była zajęta rozmową z nowo poznanym kolegą. Wiec usiadłam na krzesełku i nie zawadzałam im w rozmowie.
Rozpoczęła się druga połowa, trzy minuty po gwizdku sędziego oznaczającym początek drugiej połowy było już 2:0 dla Lecha po strzale głową Ślusarskiego. Lech cały czas kontrolował mecz, w 87 minucie zwycięstwo Lecha przypieczętował Możdżeń strzałem z rzutu wolnego. Mmm piękne uderzenie. Po końcowym gwizdku wszyscy byli w bajecznych humorach, zaśpiewaliśmy jeszcze kilka przyśpiewek, piłkarze cieszyli się z nami kłaniając się w naszą stronę z murawy potem znikli gdzieś w tunelu. Kiedy ludzie wreszcie zaczęli wychodzić, ja zeszłam na dół gdzie czekał Mateusz. Rozmawiał z kibicami, oni gratulowali mu wspaniałego występu on dziękował za doping. Kiedy mnie zobaczył przeprosił ich i podszedł do mnie. Trzymał już w ręce obiecaną mi koszulkę, uśmiechnął się i schował ją za plecy.
-Wiec Ade, jakie masz plany po tak pięknym meczu? – oparł się jedną ręką o płot i spoglądał na mnie.
- Zostaje w Poznaniu, będę świętować zwycięstwo. – oznajmiłam radośnie. Na co przyklasnął i przybliżając się jeszcze bliżej płotu wskazał na swój policzek.
-Chyba należy mi się. – uśmiechnęłam się, po czym stanęłam na palcach aby go pocałować w skazane miejsce, trochę mi przeszkadzał płot dzielący nas, ale dałam radę. On przerzucił mi koszulkę przez płot i uśmiechał się patrząc mi w oczy.
-Dziękuje! Przytuliłabym cię, ale sam rozumiesz. – wskazałam na płot. Westchnął tylko, a ja wciągnęłam koszulkę na siebie. Usłyszałam za sobą tylko głośne uuuuuuu. To ostatni kibice wychodzący ze stadionu. Nie wiem ile nas obserwowali, poczułam wibracje mojego telefonu to Gosia…
Nie będę przerywać tej uroczej chwili, jesteśmy u Oli. Przyjdź jak skończysz zajmować się swoim kochasiem.
Uśmiechałam się głupio do telefonu i walnęłam się w głowę, nawet nie wiem, kiedy powiedziałam na głos, że mnie zostawiła samą.
-Ej, a ja! – spojrzał na mnie tymi swoimi hipnotyzującymi brązowymi oczami. Machnął ręką w stronę ochrony i brama się otworzyła. Stanął koło mnie i dzielił nas już tylko centymetry.
-Choć idziemy na kawę! – pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy z stadionu. Nie protestowałam chociaż znałam go dopiero 2 godziny( jasne osobiście) to czułam się bezpieczna przy nim. Słyszałam za sobą gwizdy, gdy się obróciłam zobaczyłam młodych zawodników Lecha. Nie musiałam czekać na reakcje Mateusza, objął mnie i pokazał im język. Ja w tym czasie mogłam poczuć zapach jego perfum, był boski.

___________________________________________________________________________

Chyba trochę zamotałam, spróbuję się poprawić w następnych rozdziałach. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz