poniedziałek, 11 lutego 2013

10. Żegnaj Ade


            Wypakowałam moje rzeczy, wysłałam Lene do pralni, a sama pakowałam już drugą torbę na wyjazd do Poznania, niby to tylko na dwa dni, ale trzeba mieć, w co się tam ubrać. Po stwierdzeniu, że zapakowałam wszystko wyszłam z mieszkania, aby wpakować mój bagaż do samochodu, kochana Lena kupiła mi jedzenie na drogę i wodę.
- Wszystko masz? – zapytał Artjom i wpakował jakąś niebieską torbę na tył samochodu
- Bilety są, jedzenie jest, woda jest, telefon, portfel, karta kibica, mam gdzie spać – wyliczałam, gdy mi przerwał
- A dla mnie miejsce się znajdzie? – spojrzał na mnie Artjom
- Że co – nie zrozumiałam
- Jadę z tobą – wyszczerzył się
- Naprawdę! – wypiszczałam i rzuciłam mu się na szyje
- Tak, od czasu do czasu trzeba się spotkać z kumplami – oznajmił i wsiadł na miejsce kierowcy
- Tak to się nie bawię – skwitowałam i wyciągnęłam go z mojego samochodu – Na miejsce pasażera proszę – uśmiechnęłam się słodko, a on poczłapał na swoje miejsce. Pożegnaliśmy się z wszystkimi zebranymi, a oni się głupkowato uśmiechali, wyjechałam z hotelowego parkingu, a za mną jechał samochód Możdżenia. – Co oni kombinują? – zapytałam Artjom, który cały czas bawił się telefonem
- Jadą z nami – odpowiedział tak jakby to było oczywiste
- Żartujesz prawda? – spojrzałam na niego, a on pokręcił głową, że nie. – Zwariowali – skwitowałam
- Bez nas byłoby ci nudno
- Przecież jutro wieczorem, może pojutrze rano bym wróciła – wyjęczałam
- Za długo, trzeba się nacieszyć waszą obecnością, bo za miesiąc Barcelona was porywa – oznajmił, a ja pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem.
Jak na złość były utrudnienia, dodatkowo Marcello co pięć minut dzwonił bo Peter chciał postój. Dojechaliśmy po 9 godzinach. Moi rodzice byli zdumieni, jaką bandę przywiozłam do domu, a ciekawi sąsiedzi stali w oknach. Wszyscy byli wykończeni podróżą, zjedliśmy wspólnie kolację, urzędował polski, więc Marcel i Lena spoglądali na siebie i każde wypowiedziane „sz” czy „cz” wywoływały u nich oczy jak pięć złoty. Peter dobrze się wpasował mówił do nas po czesku, a my do niego po polsku, ale się dogadywaliśmy, Artjom jak to on musiał się pochwalić znajomością polskiego. Po kolacji uszykowaliśmy spanie, w domu mam tylko 4 sypialnie, rodziców, moją, siostry i gościną. Jednak wszyscy spaliśmy w salonie, rozłożyliśmy materace gdzie ja spałam pomiędzy Leną, a Możdżeniem. Mercel spał przytulony do Artjoma, Peter zakolegował się z moim psem i spali razem na kanapie. Po śniadaniu wyruszyliśmy na zwiedzanie mojej rodzinnej miejscowości, powiedziałam, że tylko Artjom i Możdżu muszą być incognito. incognito 14 wyjechaliśmy w stronę Poznania, ja ubrana w klubowe barwy, Możdżeń z szalikiem. Wiedziałam, że moja parszywa piątka nie pójdzie na II, więc mam dwie godziny spokoju. Mecz rozpoczyna się o 17, przed stadionem czekała Gosia, przywitałam się z nią, widziałam jak niezręcznie czuje się w towarzystwie Mateusza, po tym, co się stało. On też trzymał dystans. Artjom odszedł od nas, a potem darł się jak szalony, że mamy podejść. Zauważyłam kątem oka, że piłkarze przyjechali, Artjom z wszystkimi się serdecznie przywitał i nas przedstawił, spełnienie marzeń. Półgodziny przed meczem rozdzieliliśmy się ja z Gosią poszliśmy na II, a parszywa piątka na trybunę VIP. Po rutynowej kontroli wreszcie mogłam wejść na trybunę, nogi się pode mną ugięły tak jak za pierwszym razem, gdy tutaj byłam. Łzy ze wzruszenia zaczęły napływać do oczu, uśmiechnęłam się mimowolnie, gdy usłyszałam ryk kibiców, co oznaczało, że piłkarze wyszli na rozgrzewkę. Przywitałam się ze znajomymi i na 2 godziny byłam w swoim świecie. Atmosfera była wspaniała, dwie oprawy, race i flagi. Wygraliśmy na inauguracje 2:0, w świetnych humorach wszyscy wychodziliśmy ze stadionu, Czekałam na nich przy samochodzie, myślałam, że VIPy mają osobne wyjścia, a jak ich nie ma tak ich nie ma. Dopiero po dłuższej chwili, zobaczyłam znajome sylwetki.
- Wow – tyle był wstanie wyksztusić Marcel
- Chyba się podobało, co – odpowiedziałam dumnie i otworzyłam samochód
- Tam jest zajebiście – skwitował Peter
- Wiem – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tej wspaniałej chwili na stadionie
W drodze do domu każdemu towarzyszyły szampańskie humory, Mati podał mi telefon, gdzie było zdjęcie jego z Artjomem na stadionie. Wrzuciłam mu je na fanpage. Chyba jeszcze Nigdy tyle ludzi nie odwiedziło go na stronie, co po tym zdjęciu.
Kiedy wszyscy poszli spać, ja usiadłam na blacie kuchennym i popijając mleko, rozmyślałam nad tym co się stało. Kiedy moje myśli totalnie odpłynęły w Karinę „co by było gdyby?”, poczułam, że ktoś mnie obserwuje, nie wiem dlaczego ale odwróciłam wzrok w stronę okna gdzie zobaczyłam znajomą mi postać.
- Olka? – zapytałam sama siebie i wybiegłam przed dom, niestety było ciemno, a ja będą w połowie drogi do postaci, która wydawała mi się Olką zaczęłam odczuwać strach, ale nie było już odwrotu. Podeszłam wystarczająco blisko by widzieć jej twarz, tak to Olka, co ona tu robi, nie jest z Dennisem?
- Witam słoneczko – powiedziała ironicznie
- Co ty tutaj robisz – syknęłam
- Zwiedzam – zaśmiała się
- Pewnie, w środku nocy – skwitowałam
- A ty, co rozpaczasz po stracie Dennisa, boli cię? – uśmiechnęła się cwaniacko
- Boleć to zaraz ciebie może, jak nie zostawisz mnie w spokoju – wysyczałam przez zęby, zanim podniosłam rękę by ją uderzyć, ktoś zdzielił mnie czymś w głowę i osunęłam się na ziemię.

~`*~`

            Choć wiem, że Ade wyjechała tylko na chwilę, najchętniej pojechałbym za nią. Olka po ostatniej awanturze, jaką mi zrobiła, zresztą tematem jej była Ade, wyszła i do tej pory nie wróciła. Usiadłem na łóżku i się przeciągnąłem, dzisiaj Ade wraca, będę mógł wpatrywać się w nią, choć z daleka. Przez moją głupotę straciłem mój skarb, żeby tego wszystkiego było mało rodzice ubzdurali sobie, że Olka musi zostać moją żoną. Będę jej pomagał przy dziecku, ale nie chce mieć z nią nic wspólnego. Jeszcze się dobrze nie obudziłem, a już rozdzwonił się telefon.
- Halo – ziewnąłem do słuchawki
- Halo, Dennis, jest u ciebie Ade? – zapytał wyraźnie podenerwowany Artjom
- Przecież jest w Polsce – przetarłem oczy
- Pojechaliśmy z nią, nie ma jej w domu, rzeczy do biegania też są zostawione, a sklepy o tej godzinie są pozamykane coś się musiało stać. Jej rodzice wyjechali wieczorem i wrócą dopiero po 12. – mówił przejęty, gdy doszły już do mnie jego słowa wstałem gwałtownie z łóżka
- Znikła!? – ryknąłem do słuchawki czym obudziłem Jacopo, Jacopo telefonie zapadła cisza – Artjom halo – darłem się, po chwili usłyszałem wołanie Leny. „ Matko Ade!” i „Dzwoń na pogotowie!”
Wybiegłem z pokoju i skierowałem się do windy, z niej zadowolona wychodziła Olka.
- Cześć kochanie – uśmiechnęła się i pocałowała mnie namiętnie
- Coś się stało Ade – powiedziałem przerażony, na co ona mnie przytuliła i pogłaskała po głowie.
- Głuptasku, mój kolega do mnie dzwonił w nocy do niego przyszła i chciała działki, dał jej. Podobno była tak zaćpana, że nie ogarniała gdzie jest – uśmiechnęła się słodko
- Kłamiesz – wykrzyczałem jej prosto w twarz
- Ona jest uzależniona, pamiętaj ja ją znam dłużej, obiecywała, że rzuci, ale jak widać tego nie zrobiła. Choć – pociągnęła mnie za rękę – Dzisiaj wizyta o ginekologa pamiętasz, obiecałeś, że pójdziesz ze mną.

~`*~`

            Znaleźliśmy Ade w strasznym stanie, położoną kilka metrów przed domem z rozciętą głową i strzykawką w ręce. Całe ramiona miała od ukłuć strzykawki, coś nie chciało mi się wierzyć, że ona sobie to zrobiła. Kareta przyjechała po 15 minutach, zabrała ją do szpitala, a ma jechaliśmy zaraz za nią.
- Mówisz, że sama sobie to zrobiła? Pamiętasz w jakim stanie była po pierwszej akcji z Aogo – zapytał Marcel
- Przestań – skwitowałem – Ona za miesiąc ma jechać do Barcelony, spełniać marzenia nie jest taka głupia – dodałem.
- Możdżu no, ale sam widziałeś – zwrócił się do mnie Peter
Zanim zdążyłem ryknąć na nich przyszedł lekarz, jak się domyślałem Ade nie mogła sama sobie tego zrobić bo była już nieprzytomna.
- Wydobrzeje – zapytała z troską Lena
- Tak, ma lekkie wstrząśnienie mózgu, nic poważnego. Narkotyki przestaną działać za 48 godzin, to bardzo znane substancje, na szczęście ¾ z nich od razu można było odciągnąć z organizmu. – stwierdził lekarz
- Doktorze, ona gra w piłkę za miesiąc ma jechać do klubu wydobrzeje do tej pory? – powiedziała Lena, a wszyscy wyczekiwaliśmy, co odpowie lekarz
- Myślę, że nie będzie przeciwwskazań, wypiszę sprawozdanie, które poda lekarzowi klubowemu, nie będzie problemu – uśmiechną się pokrzepiająco lekarz i odszedł, pielęgniarka zaprowadziła nas do Sali Ade, wróciły jej kolory czyli już jest dobrze.
- Jak się czujesz? – spytał zatroskany Artjom
- Jakby mnie walcem przejechali – skwitowała poszkodowana
- Widziałem, że była u ciebie policja, co chcieli? – spytałem
- Wypytywali kto mi to zrobił, czy mam jakiś wrogów i takie tam – przewróciła oczami – Ale nic nie pamiętam – powiedziała ściszonym głosem
- Będzie dobrze, jesteśmy z tobą – uśmiechnęła się Lena, a wszyscy pokiwali głowami na znak, że się z nią zgadzają.
- Uwielbiam was – uśmiechnęła się Ade – Lekarz mówił, że jeszcze dzisiaj mnie wypuszczą – skwitowała
- To ja idę nas spakować – skwitowałem i pożegnałem się z Ade
- Kochany jesteś – usłyszałem głos Ade
- Tak wiem – wlewałem sobie
- Możdżeń czekaj idę z tobą – zawołała za mną Lena, gdy już wychodziłem ze szpitala
- Nie zostajesz z Ade – zdziwiłem się, ale w duchu się ucieszyłem, bo od paru dobrych tygodni próbuje do niej zagadać, może teraz jest szansa?
- Pomogę ci – uśmiechnęła się – Nie dam ci przecież pakować bielizny Ade i mojej – zaśmiała się
- Ah to o to chodzi – pokazałam jej język.
Gdy byliśmy w połowie pakowania do domu Ade weszli jej rodzice, wytłumaczyliśmy im, co się stało, pomijając fakt strzykawki, o tym Ade powinna im powiedzieć najpierw byli przerażeni, ale odetchnęli z ulgą, gdy do niej zadzwonili i usłyszeli jej głos. Ja z Leną wróciliśmy do pakowania, schowaliśmy wszystko do samochodów, tym razem mieliśmy jeszcze dwie wielkie walizy Ade, bo spakowała je już do Barcelony. Tylko, kiedy ona to zrobiła? Po 18 weszła nasza poszkodowana, po długich przytulankach z jej rodzicami mogliśmy wreszcie wyruszyć w drogę do Hamburga. Ade miała opaskę na głowę i wycieńczona spała na moim ramieniu, po drugiej stronie spała Lena.

~`*~`

            Nie wiem jak to się stało, ale obudziłam się w mieszkaniu w Hamburgu, myślałam, że ten szpital to był zły sen, ale gdy usiadłam na łóżko poczułam ból z tyłu głowy, jęknęłam z bólu i opadłam na poduszkę.
- Już wstałaś? – spytała Lena podstawiając mi pod nos szklankę z wodą i dwie tabletki, posłusznie je połknęłam i usiadłam wygonie na łóżku. – Masz zwolnienie z treningów na 2 tygodnie, masz leżeć plackiem i się nie ruszać. Ewentualnie chodzić do łazienki. – pogroziła mi palcem
- Ale musze być gotowa dla klubu, 2 tygodnie bez ruchu to za dużo. – jęknęłam
- Tak kazał lekarz, masz się kurować by być pełni sił za miesiąc – uśmiechnęła się – Koniec dyskusji młoda damo – podniosła dumnie głowę i podała mi laptopa.
- Dobra – burknęłam, otworzyłam laptopa gdzie na czacie już czekały niektóre koleżanki z drużyny, które poznaliśmy na obozie. Przegadałam z nimi cały ranek, potem stwierdziłam, że pójdę się wykąpać, jak pomyślałam tak zrobiłam. O 13 do domu przyszła pielęgniarko-ochroniarz, czyli Lena. Potem wpadli chłopcy, ale nie mogli zabawić długo, bo Lena ich wygoniła. I tak mijały mi 2 tygodnie budzę się tabletki, śniadanie, czad, FIFA, obiad, Lena, Artjom, Marcel, Mati, Zuza, Peter, kolacja, film, spać.
Zostało jakieś półtora tygodnia do wyjazdu do Barcelony. Głowa już nie bolała od tego tygodnia ćwiczyłam normalnie, na całe szczęście nie straciłam formy. Jordi dzwonił, co wieczór i pytał się, kiedy wreszcie do niego się wprowadzimy, chwalił się, że pokoje już na nas czekają. Dennis omija mnie szerokim łukiem, czasem łapie go na tym, że przygląda mi się na treningu, coraz częściej mam ochotę się do niego przytulić, ale tylko zrobię krok w jego stronę Mati, Marcel lub Artjom jakby odczytując moje myśli obejmują mnie.
Co jak co ale pomiędzy Mateuszem, a Leną rodzi się uczucie. Peter nie rozpaczał długo po Lenie, bo widziałam już go z jakąś modelką, a może aktorką? Nie wiem. W sobotę poszliśmy na imprezę kończącą Leny i mój pobyt w Hamburgu, uwielbiam to miasto, ale Barcelonie się nie odmawia. Impreza trwała do 6 nad ranem, byli wszyscy nawet Jacopo z Zuzą. Z całej drużyny brakowało tylko Aogo. Nawet Gosia przyjechała. Rano obudziłam się z potwornym kacem, przez cały dzień chodziłam jak cień. Jutro przyjeżdża po nas Alba, tak mi piszczał, że pozwoliłam mu po nas przyjechać tydzień wcześniej. Walizki już spakowane, torby podręczne są, dowód, paszport i inne duperele. Bransoleta Lecha i Polski na nadgarstku jest, więc do widzenia. Spojrzałam ostatni raz po mieszkaniu, w którym stałam już sama, bo Alba i Lena poszli jeszcze po coś na drogę. Pukałam do wszystkich drzwi po kolei i się żegnałam z piłkarzami, ominęłam tylko pokój Dennisa. Poprawiłam torbę na ramieniu i zatrzasnęłam drzwi, zeszłam na dół, aby oddać klucze recepcjonistce i usiadłam przed hotelem czekając na Lene i Jordiego. Piłkarze właśnie wychodzili na trening, rzucali przelotne spojrzenia i życzyli mi po raz setny powodzenia. W tłumie dostrzegłam, Aogo, gdy mnie zobaczył wyminął kolegów i stanął koło mnie.
- Z wszystkimi się pożegnałaś tylko nie ze mną -  spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.
- Musiałam przeoczyć – skwitowałam bez emocji patrząc na buty
- Jasne – westchnął
- Myśl, co chcesz – wysyczałam
- Żegnaj Ade – nachylił się nade mną i chyba chciał pocałować, ale się powstrzymał
- Żegnaj – próbowałam, aby głos mi się nie łamał, choć łzy mi na to nie pozwalały, wstałam i popatrzyłam mu prosto w oczy, to był mój błąd, bo nie mogłam ruszyć się z miejsca. Aogo przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Ade? – usłyszałam na za sobą Albe
- Idziemy – skwitowałam, oderwałam się od Aogo i wzięłam z ławki moją torbę, wyminęłam zdezorientowanego Aogo i wyrównałam kroku z Albą który tylko kręcił z niedowierzaniem głową, a ja rękawem wytarłam łzy, które uwolniły się spod powiek. Nie odwróciłam się zobaczyć czy Dennis odprowadza mnie wzrokiem, nie mogłam.

1 komentarz: